Coś
co nazywaliśmy rajem wydaje się być teraz tylko zgliszczami. Coś co kiedyś było
dla nas ostoją spokoju jest dla mnie tylko ruiną. Coś co było kiedyś dla nas
pięknym miejscem jest teraz kupą gruzu. Planowaliśmy razem przyszłość,
planowaliśmy razem wszystko, co miało być dla nas szczęściem. Mówiliśmy
zostaniemy razem, będziemy razem, zamieszkamy razem. Zostawimy to, co nam
przeszkadza, zostawimy to, co sprawiało, że nasze życie było jednym wielkim
żartem. Zostawimy naszych rodziców tam, gdzieś, gdzie nigdy nie wrócimy,
zostawimy nasze troski i kłótnie z dala od naszego szczęścia, aby nigdy nie
zatruło naszego życia. Jednak ktoś z nas kłamał, ktoś z nas oszukiwał
rzeczywistość, ktoś z nas zostawiał złudny obraz rzeczywistości. To co wydawało
się twardą taflą nowego świata było jedynie kałużą, a może jeziorem nie
zmąconym przez wiatr, czy ludzką rękę. Wystarczyło wyciągnąć dłoń do przodu i
zanurzyć w tę taflę palec, aby twarda rzeczywistość okazała się tylko zwykłą
ułudą i mgłą pożądanego przez nas szczęścia.
To
ty kłamałaś, to ty zostawiłaś nasze marzenia i odeszłaś. To ty jesteś winą
wszystkiego, co nas spotkało. dlaczego odeszłaś? Dlaczego zostawiłaś to
wszystko? Dlaczego nie chciałaś naszego raju? Miało być tak pięknie, miało być
tak cudownie, a jest tylko kupa gruzu, kamienie, cegły zniszczonego budynku,
pałacu, naszego zamku. To co mi wydawało się być solidną budowlą było tylko
domkiem zrobionym z mokrego piasku.
Stoję
tu nad przepaścią, wiatr targa moimi przydługimi włosami. Mówiłaś, że miałem je
ściąć już dwa miesiące temu, ale nie zrobiłem tego, ponieważ nie miałem na to
ochoty. Teraz były zdecydowanie zbyt długie. Czasami nadal czuję w nich twoją
dłoń, która przeczesuje je o poranku. Budzę się wtedy gwałtownie, rozglądam
się, ale ciebie nie ma. Jest tylko puste mieszkanie, w którym nadal unosi się
twój zapach, czasami po przebudzeniu widzę cień twojego nagiego ciała w mojej
koszuli, który przechodzi przez pokój zbiera ubrania, bo jest ten cholerny
bałagan, którego tak nie lubiłaś.
Stoję
tu nad przepaścią i słucham szumu morza, które rozciąga się pod moimi stopami.
Czasami przypomina mi szelest twoich włosów na poduszce, gdy wstawałaś z łóżka
myśląc, że nie śpię, gdy wstawałaś, aby zrobić śniadanie do łóżka. Lubiłem
twoje śniadania, zawsze robiłaś coś zboczonego, co przyprawiało nas o wybuch
niekontrolowanego śmiechu.
Lubiłem
twój śmiech. Nadal go słyszę, gdy chodzę wśród ludzi zgarbiony iw tym kapturze,
którego nie lubiłaś z dłońmi w kieszeni, które mi wyciągnęłaś przy pierwszym
spotkaniu, bo to brak szacunku do rozmówcy. Teraz ten kaptur i kieszenie są
moim odcięciem od świata ludzi. Chodzę obok nich, a oni nie wiedzą jakie jest
moje nieszczęście. Nawet nie zastanawiają się nad tym, dlaczego jestem taki
zgarbiony, dlaczego jestem taki odcięty od nich. Oni się śmieją, a ich śmiech
przypomina mi o tym jaka byłaś kiedyś szczęśliwa, zanim ode mnie odeszłaś,
zanim mnie zostawiłaś dla innego.
Stoję
tu nad przepaścią, a zapach morza pieści mój nos. Czasami przypomina mi twoje
perfumy i płyny do kąpieli, które zawsze kupowałaś w morskich zapachach. Nigdy
nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo lubiłaś morze, ale teraz jak tu stoję i
patrzę na horyzont, który łączy się z niebem rozumiem. Mam ochotę skoczyć i
płynąć do nieba, aby uwolnić się od świata rzeczywistego. Dlatego lubiłaś tu
przychodzić, dlatego zawsze powtarzałaś, że kiedyś nauczysz się pływać, nigdy
tego nie potrafiłaś. Bałaś się wody. Nie brałaś nawet kąpieli w wannach, a
jedynie prysznice. Nie wiem, czemu bałaś się wody. Nigdy mi nie powiedziałaś
tego, co wydarzyło się w twojej przeszłości z epizodem wodnym.
Stoję
tu nad przepaścią i patrzę w niebo, które jest tak samo niebieskie jak twoje
oczy. Oczy, które każdego ranka spoglądały na mnie i sprawiały, że moje serce
biło sto razy szybciej. Czasami, gdy teraz się budzę mam wrażenie, że znowu je
zobaczę, twój uśmiech i oczy, które mnie kochały, które zawsze powtarzały, że
mnie kochają. Nie musiałaś nic mówić, abym rozumiał twoje uczucia. Zawsze
wiedziałem, gdy byłaś zła. Wtedy całowałem twój nos i mówiłem ci Księżniczko,
abyś się nie złościła, bo i tak cię kocham. Teraz już nie mogę tego zrobić,
ponieważ ciebie już nie ma. Odeszłaś do innego, z którym nie miałem szans. W
końcu jestem nieudacznikiem, którego życie zawsze kopie w najmniej oczekiwanym
momencie.
Stąpam
twardo po kamieniach, po których razem podróżowaliśmy. Pomagałem ci trzymając
twoją delikatną dłoń. Nie chciałem, abyś upadła i zrobiła sobie krzywdę. Zawsze
o ciebie dbałem, zawsze sprawiałem z całych sił, abyś była szczęśliwa. W końcu
wiedziałem, że nie jestem osobą, która rozumie ludzkie potrzeby. Zawsze
myślałem tylko o sobie do momentu, w którym pojawiłaś się ty. Nie wiem co mam
zrobić ze sobą, bo bez ciebie nie ma tu żadnego sensu bytu. Co z naszymi
marzeniami? Czemu, gdy myślę, że wszystko będzie ktoś mi to odbiera i zostawia
mnie na pastwę cholernej samotności. Mówiłem, że lubię być sam, ale przecież to
logiczne, że było to kłamstwem. Wszystko czego potrzebowałem byłaś ty, a teraz
ciebie już nie ma.
Boże
czemu mi ją zabrałeś? Czemu zesłałeś na nią tą chorobę? Czemu sprawiłeś, że
nasze ruiny, które były naszym zamkiem są teraz tylko ruinami owianymi widmem
bolesnych wspomnień? Dlaczego miejsce, w którym chowałem się przed światem
stało się albumem jej postaci? Dlaczego odebrałeś mi Sophie Templer i wrzuciłeś
ją do piachu? Teraz jej piękne ciało gnije, a ja sam stoję nad przepaścią i
myślę nad skokiem.
Do
zobaczenia w niebie Sophio. Lecę już do ciebie. Spoglądam w niebo, a wiatr
targa moimi ubraniami. Za chwilę poczuję uderzenie lodowatego morza, które
zamknie mnie w bolesnym uścisku, które zaleje moje płuca i zabierze mnie do
ciebie.
Do zobaczenia Księżniczko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz