4. Krew.


            Trzask śniegu pod ciężkimi butami sprawiał, że mężczyzna przemierzający zaułek zaczynał się jeszcze bardziej się denerwować. Nie lubił tego białego gówna. Jako dziecko jednak – pamiętał, że cieszył się cholernie widząc jak płatki śniegu spadają w milczeniu z nieba. Był wtedy taki spokojny i ciekawy, co go czeka tam za oknem. Jego rodziców przyprawiało to o kolejne zmartwiania. Dach nieocieplony, drewno nie zniesione z lasu i jeszcze długi do spłacenia. Kolejne ciężkie dni, a on nie zdawał sobie z tego sprawy. Obserwował jak śnieg pokrywa grubą warstwą trawę i błoto przymarzając szyby w oknach. Ubrał się ciepło i wybiegł z domu, aby zbudować bałwana. Tak spędzał kiedyś dni za dzieciaka, a teraz? Teraz przemierzał mroczne ulice skryty w mroku i cieniu szukając ofiar niczym tygrys. Jego oczy obserwowały otoczenie niczym drapieżnik szukający przeciwnika, który mógłby zabrać mu jego łanię. Zatrzymał się słysząc bicie serca kogoś niedaleko.
            Serce, które biło z podniecenia, a potem do jego uszu dotarł krzyk jakiejś dziewczyny, może dziecka. Nie był pewny. Twarz mężczyzny przyozdobił szeroki uśmiech. Nie był on szczęśliwy, nie był przyjemny, a wręcz przeciwnie – mógł sprawić dreszcz na plecach osoby, która patrzyłaby na niego. Przy oczach powstały delikatne zmarszczki, a oczy zaświeciły się niebezpiecznie złotem. Blada, wręcz nienaturalnie szara twarz była przyozdobiona wieloma bliznami. Naciągnął kaptur na głowę ruszając zdecydowanie zbyt szybko jak na człowieka w kierunku głosów. Jego śmiech odbił się echem po ścianach, gdy dostrzegł jak jakiś mężczyzna targa za włosy blond dziewczynkę, która próbowała się mu wywinąć z rąk.
            Chrząknął chcąc zwrócić na siebie uwagę. Nie przestawał się uśmiechać, a do tego obrazka dołączył dźwięk łamanych kości. Ciało demona, który zjawił się w tym miejscu zaczęło się nienaturalnie wykręcać. Kaptur zsunął się z jego głowy, a złote oczy świeciły jak światła reflektorów samochodu, który za chwilę w ciebie uderzy. Nie przestawał się śmiać, a śmiech ten był chłodny, pozbawiony humoru. Ruszył w stronę mężczyzny i złapał go za szyję przyciskając do ściany. Był tak szybki, że jego ofiara nie zdążyła nawet wziąć oddechu. Twarz bestii przyorana wszelaką ilością blizn i zmarszczek wykrzywiła się w grymas szaleńczego szczęścia. Oblizał zęby długim jęzorem, a następnie wgryzł się w jego szyję wręcz wyrywając kawał mięcha. Zaczął wypijać łapczywie krew, która spadała na śnieg tworząc finezyjne obrazy w barwie ciemnego szkarłatu. Mógłby się pochylić nad tym i podziwiać piękne obrazy, ale nie miał na to czasu. Paznokciami mocnymi jak szpony sępa wbijał się w bok ciała mężczyzny wyrywając płat mięcha z jego barku. Zamruczał wdychając metaliczny zapach krwi. Nie przejmował się tym, że był cały we krwi, ale gdy skończył kości na nowo zaczęły strzelać, a on stanął na prostych nogach lekko przygarbiony nad truchłem kolejnego zwierzęcia, które porusza się po tym świecie. Obojętność wróciła na twarz tego chłopaka, splunął na truchło i odwrócił się w stronę płaczącego dziecka. Było ono przerażone i zmarznięte. Mógłby ją zabić, ale tego nie zrobił.
^