Trzask śniegu pod ciężkimi butami
sprawiał, że mężczyzna przemierzający zaułek zaczynał się jeszcze bardziej się
denerwować. Nie lubił tego białego gówna. Jako dziecko jednak – pamiętał, że
cieszył się cholernie widząc jak płatki śniegu spadają w milczeniu z nieba. Był
wtedy taki spokojny i ciekawy, co go czeka tam za oknem. Jego rodziców przyprawiało
to o kolejne zmartwiania. Dach nieocieplony, drewno nie zniesione z lasu i
jeszcze długi do spłacenia. Kolejne ciężkie dni, a on nie zdawał sobie z tego
sprawy. Obserwował jak śnieg pokrywa grubą warstwą trawę i błoto przymarzając
szyby w oknach. Ubrał się ciepło i wybiegł z domu, aby zbudować bałwana. Tak
spędzał kiedyś dni za dzieciaka, a teraz? Teraz przemierzał mroczne ulice
skryty w mroku i cieniu szukając ofiar niczym tygrys. Jego oczy obserwowały
otoczenie niczym drapieżnik szukający przeciwnika, który mógłby zabrać mu jego
łanię. Zatrzymał się słysząc bicie serca kogoś niedaleko.
Serce, które biło z podniecenia, a
potem do jego uszu dotarł krzyk jakiejś dziewczyny, może dziecka. Nie był
pewny. Twarz mężczyzny przyozdobił szeroki uśmiech. Nie był on szczęśliwy, nie
był przyjemny, a wręcz przeciwnie – mógł sprawić dreszcz na plecach osoby,
która patrzyłaby na niego. Przy oczach powstały delikatne zmarszczki, a oczy
zaświeciły się niebezpiecznie złotem. Blada, wręcz nienaturalnie szara twarz była
przyozdobiona wieloma bliznami. Naciągnął kaptur na głowę ruszając zdecydowanie
zbyt szybko jak na człowieka w kierunku głosów. Jego śmiech odbił się echem po
ścianach, gdy dostrzegł jak jakiś mężczyzna targa za włosy blond dziewczynkę,
która próbowała się mu wywinąć z rąk.
Chrząknął chcąc zwrócić na siebie
uwagę. Nie przestawał się uśmiechać, a do tego obrazka dołączył dźwięk łamanych
kości. Ciało demona, który zjawił się w tym miejscu zaczęło się nienaturalnie
wykręcać. Kaptur zsunął się z jego głowy, a złote oczy świeciły jak światła
reflektorów samochodu, który za chwilę w ciebie uderzy. Nie przestawał się śmiać,
a śmiech ten był chłodny, pozbawiony humoru. Ruszył w stronę mężczyzny i złapał
go za szyję przyciskając do ściany. Był tak szybki, że jego ofiara nie zdążyła
nawet wziąć oddechu. Twarz bestii przyorana wszelaką ilością blizn i zmarszczek
wykrzywiła się w grymas szaleńczego szczęścia. Oblizał zęby długim jęzorem, a
następnie wgryzł się w jego szyję wręcz wyrywając kawał mięcha. Zaczął wypijać
łapczywie krew, która spadała na śnieg tworząc finezyjne obrazy w barwie ciemnego
szkarłatu. Mógłby się pochylić nad tym i podziwiać piękne obrazy, ale nie miał
na to czasu. Paznokciami mocnymi jak szpony sępa wbijał się w bok ciała mężczyzny
wyrywając płat mięcha z jego barku. Zamruczał wdychając metaliczny zapach krwi.
Nie przejmował się tym, że był cały we krwi, ale gdy skończył kości na nowo
zaczęły strzelać, a on stanął na prostych nogach lekko przygarbiony nad
truchłem kolejnego zwierzęcia, które porusza się po tym świecie. Obojętność
wróciła na twarz tego chłopaka, splunął na truchło i odwrócił się w stronę
płaczącego dziecka. Było ono przerażone i zmarznięte. Mógłby ją zabić, ale tego
nie zrobił.