3. Nie chce spać


Dźwięk, który mógł konkurować z alarmem przeciwpożarowym rozległ się po niewielkim pomieszczeniu. Jakaś ręka wyciągnęła się spod kołdry i złapała za telefon, z którego wydobywał się ten dzwonek. Budzik. Czasami się zastanawiałem, czy osoba, która wymyśliła budziki zadyndała kiedyś na stryczku. Byłaby to idealna kara. Właściciel ręki podniósł się do siadu wyłączając alarm. Wzrok niebieskich oczu spoczął na blondynce leżącej obok niego z głową w poduszce. Nie miał pojęcia jak się nazywała, ani jak ją tu sprowadził, ale pamiętał noc jaką z nią spędził. Zszedł z łóżka i wciągnął bokserki, kopnął butelkę po piwie cicho klnąc pod nosem. Jeszcze jedno spojrzenie na dziewczynę i ciche westchnięcie. Powinien się jej już dawno pozbyć. Ja to wiedziałem i on także, ale nie zrobił tego. Podszedł do okna w salonie: biały skurwiel, pomyślał widząc jak śnieg sypie z nieba. Spojrzał w górę i zaklął na Boga. Odwrócił się i podszedł do lodówki, z której wyciągnął piwo. Otworzył butelkę i wypił na śniadanie pół butelki. Ruszył do łazienki, gdzie spojrzał na swoje odbicie. Michał był przystojny, miał ciemne włosy ścięte na irokeza, podłużna i szczupła twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi i do tego pełne usta. Na ramieniu miał tatuaż węża, który nie był dla szpanu, miał dla niego symboliczne znaczenie. Uważał, że ten wąż jest jego więzieniem. Oplata jego ramie i ściąga go w dół. Jest trucizną i zazdrością, którą zawsze w sobie nosił. Michał był człowiekiem zawistnym i skazanym na pokuszenie. Zawsze pragnął tego, czego nie mógł mieć. Zawsze doprowadzał do upadku siebie i osoby, które się wokół niego znajdowały. Tak jakby nigdy nie mógł być szczęśliwy. Sam wąż jest symbolem duszy ludzkiej, trucizny, upadłego anioła i sekretów życia, czyli w sumie w pigułce życie Michała.
Przemył twarz zimną wodą, a następnie spryskał się perfumami. Ogólnie szybko doprowadził się do porządku, a potem wszedł do sypialni. Blondynka leżała już w innej pozycji, ale chłopak nie zareagował. Napisał na karteczce samoprzylepnej, krótką informację, położył dwieście złoty na stoliku nocnym i szybko się ubrał. Miał nadzieję, że dziewczyna się szybko wyniesie z tego mieszkania. Zszedł do parkingu pod blokiem i wsiadł na swój motocykl. Wyjechał z osiedla i pognał do pracy. W jego głowie pojawiały się obrazy, których nie chciał widzieć, obrazy, które nawiedzają go nie tylko w snach, ale i też na jawie. Nie raz przez nie prawie spowodował wypadek. Oczy, które były tak hipnotyzujące, że nie tylko jego usidliły. Głos, który kusił go nawet w głośnym klubie. Ciało, które pociągało go jak afrodyzjak. Ruchy, które nasuwały grzeszne myśli. Ja wiedziałem, że on ją kochał, ale on to odrzucał. Nigdy nie przyznałby się do słabości. To on łamał serca kobiet nie na odwrót. Wjechał w zakręt z głośnym piskiem opon.
Ile wczoraj butelek wypił? Nie miał pojęcia, ale ja wiedziałem, że za dużo. Nie chciał spać, ale im więcej pił i palił, tym bardziej zapadał w sen. Pędził przed siebie mijając samochody i nie zwracając uwagi na przechodniów. Chyba nawet prawie potrącił jakiegoś mężczyznę. Na szczęście – obojga mężczyzna był zwinny. Kolejny zakręt, kolejny pisk. Udało mu się. Przeżył, a mógł skończyć źle.
Dlaczego to sobie robisz?
Nie chcę spać. Nie chcę spać.
Krzyk w jego głowie rozdzierał myśli na kawałki. Wszystko było tak chaotyczne, a on nie mógł się na niczym skupić. Wzrok szklił się, był zamglony jak szkło w zaparowanej łazience. W końcu dotarł na miejsce. Zsiadł z motocyklu, przebrał się w ciuchy robocze i poszedł pracować. Po drodze wypił kolejne piwo. Zapić, zapomnieć, zarobić. Harował jak wół. Czasami leciał też na fuchy, a potem na imprezy pijąc na umór. Butelki tworzyły wokół niego solidny mur, a papierosy zamazywały i ukrywały jego sylwetkę w dymie. Nie chciał myśleć. Nie chciał też spać. Po skończonej pracy i kilku piwach wsiadł na swoją maszynę i pojechał do mieszkania. Przebrał się, odświeżył. Zajrzał do sypialni, blondynki już tam nie było. Na karteczce była odpowiedź, która brzmiała: skurwiel. Pismo było ładne i kształtne, ale co się dziwić odpowiedzi? Sam nie był miły. Prychnął tylko i przebrał się. Odgrzał w piekarniku zapiekankę z biedry, zjadł i pojechał dalej. Organizm był wykończony, ale mózg napędzał jego ruchy i nie pozwalał spać.
Muzyka rozbrzmiała w jego uszach, a wzrok łapał ładne dziewczyny. Podszedł do baru i zamówił kilka shotów. Wypił wszystkie i poszedł w tłum tańcząc. Bajerował, podrywał, wił się jak wąż kusząc inne dziewczyny. Najbardziej upatrywał blondynki. W jego głowie mogła być tylko jedna brunetka i nie chciał skazywać swoich oczekiwań na zawód. Zdecydowanie lepiej czuł się przy blondynkach. Były takie łatwe, proste i naiwne. Znowu skończył z kolejną dziewczyną na upojnej nocy w swoim łóżku. Znowu rano obudził go alarm. Znowu czuł kaca. Znowu zapił myśli pół butelką piwa. Znowu zaklinał na siebie w odbiciu lustrzanym. Znowu pojechał na gwałt do pracy. Znowu opierdolił kilka butelek. Zjadł kolejny szajs z biedry. Znowu pojechał do klubu. Znowu skończył w łóżku z przypadkową dziewczyną.
Miesiąc później czytałem jego nekrolog w gazecie. Był tym złym. Nie dość, że zabił siebie to jeszcze niewinną dziewczynkę, która wracała do domu ze szkoły. Mogłem coś zrobić. Mogłem temu zapobiec, ale zamiast tego podawałem mu butelki, podawałem mu fajki, popychałem w ramiona blondynek zamiast zaprowadzić do tej jedynej. Mogłem to zrobić, ale ta wóda to nie był mój problem. Miał swój rozum, ale wolał się słuchać mnie. Każdy powinien liczyć na siebie. Pociągnąłem nosem czując jak mróz szczypie mnie w nos. Wrzuciłem gazetę do śmietnika i podszedłem do niebieskookiej bogini, która zawróciła nam w głowie.
Nie zasypiaj, bo możesz źle skończyć.

2. Zgliszcza



Coś co nazywaliśmy rajem wydaje się być teraz tylko zgliszczami. Coś co kiedyś było dla nas ostoją spokoju jest dla mnie tylko ruiną. Coś co było kiedyś dla nas pięknym miejscem jest teraz kupą gruzu. Planowaliśmy razem przyszłość, planowaliśmy razem wszystko, co miało być dla nas szczęściem. Mówiliśmy zostaniemy razem, będziemy razem, zamieszkamy razem. Zostawimy to, co nam przeszkadza, zostawimy to, co sprawiało, że nasze życie było jednym wielkim żartem. Zostawimy naszych rodziców tam, gdzieś, gdzie nigdy nie wrócimy, zostawimy nasze troski i kłótnie z dala od naszego szczęścia, aby nigdy nie zatruło naszego życia. Jednak ktoś z nas kłamał, ktoś z nas oszukiwał rzeczywistość, ktoś z nas zostawiał złudny obraz rzeczywistości. To co wydawało się twardą taflą nowego świata było jedynie kałużą, a może jeziorem nie zmąconym przez wiatr, czy ludzką rękę. Wystarczyło wyciągnąć dłoń do przodu i zanurzyć w tę taflę palec, aby twarda rzeczywistość okazała się tylko zwykłą ułudą i mgłą pożądanego przez nas szczęścia.
To ty kłamałaś, to ty zostawiłaś nasze marzenia i odeszłaś. To ty jesteś winą wszystkiego, co nas spotkało. dlaczego odeszłaś? Dlaczego zostawiłaś to wszystko? Dlaczego nie chciałaś naszego raju? Miało być tak pięknie, miało być tak cudownie, a jest tylko kupa gruzu, kamienie, cegły zniszczonego budynku, pałacu, naszego zamku. To co mi wydawało się być solidną budowlą było tylko domkiem zrobionym z mokrego piasku.
Stoję tu nad przepaścią, wiatr targa moimi przydługimi włosami. Mówiłaś, że miałem je ściąć już dwa miesiące temu, ale nie zrobiłem tego, ponieważ nie miałem na to ochoty. Teraz były zdecydowanie zbyt długie. Czasami nadal czuję w nich twoją dłoń, która przeczesuje je o poranku. Budzę się wtedy gwałtownie, rozglądam się, ale ciebie nie ma. Jest tylko puste mieszkanie, w którym nadal unosi się twój zapach, czasami po przebudzeniu widzę cień twojego nagiego ciała w mojej koszuli, który przechodzi przez pokój zbiera ubrania, bo jest ten cholerny bałagan, którego tak nie lubiłaś.
Stoję tu nad przepaścią i słucham szumu morza, które rozciąga się pod moimi stopami. Czasami przypomina mi szelest twoich włosów na poduszce, gdy wstawałaś z łóżka myśląc, że nie śpię, gdy wstawałaś, aby zrobić śniadanie do łóżka. Lubiłem twoje śniadania, zawsze robiłaś coś zboczonego, co przyprawiało nas o wybuch niekontrolowanego śmiechu.
Lubiłem twój śmiech. Nadal go słyszę, gdy chodzę wśród ludzi zgarbiony iw tym kapturze, którego nie lubiłaś z dłońmi w kieszeni, które mi wyciągnęłaś przy pierwszym spotkaniu, bo to brak szacunku do rozmówcy. Teraz ten kaptur i kieszenie są moim odcięciem od świata ludzi. Chodzę obok nich, a oni nie wiedzą jakie jest moje nieszczęście. Nawet nie zastanawiają się nad tym, dlaczego jestem taki zgarbiony, dlaczego jestem taki odcięty od nich. Oni się śmieją, a ich śmiech przypomina mi o tym jaka byłaś kiedyś szczęśliwa, zanim ode mnie odeszłaś, zanim mnie zostawiłaś dla innego.
Stoję tu nad przepaścią, a zapach morza pieści mój nos. Czasami przypomina mi twoje perfumy i płyny do kąpieli, które zawsze kupowałaś w morskich zapachach. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo lubiłaś morze, ale teraz jak tu stoję i patrzę na horyzont, który łączy się z niebem rozumiem. Mam ochotę skoczyć i płynąć do nieba, aby uwolnić się od świata rzeczywistego. Dlatego lubiłaś tu przychodzić, dlatego zawsze powtarzałaś, że kiedyś nauczysz się pływać, nigdy tego nie potrafiłaś. Bałaś się wody. Nie brałaś nawet kąpieli w wannach, a jedynie prysznice. Nie wiem, czemu bałaś się wody. Nigdy mi nie powiedziałaś tego, co wydarzyło się w twojej przeszłości z epizodem wodnym.
Stoję tu nad przepaścią i patrzę w niebo, które jest tak samo niebieskie jak twoje oczy. Oczy, które każdego ranka spoglądały na mnie i sprawiały, że moje serce biło sto razy szybciej. Czasami, gdy teraz się budzę mam wrażenie, że znowu je zobaczę, twój uśmiech i oczy, które mnie kochały, które zawsze powtarzały, że mnie kochają. Nie musiałaś nic mówić, abym rozumiał twoje uczucia. Zawsze wiedziałem, gdy byłaś zła. Wtedy całowałem twój nos i mówiłem ci Księżniczko, abyś się nie złościła, bo i tak cię kocham. Teraz już nie mogę tego zrobić, ponieważ ciebie już nie ma. Odeszłaś do innego, z którym nie miałem szans. W końcu jestem nieudacznikiem, którego życie zawsze kopie w najmniej oczekiwanym momencie.
Stąpam twardo po kamieniach, po których razem podróżowaliśmy. Pomagałem ci trzymając twoją delikatną dłoń. Nie chciałem, abyś upadła i zrobiła sobie krzywdę. Zawsze o ciebie dbałem, zawsze sprawiałem z całych sił, abyś była szczęśliwa. W końcu wiedziałem, że nie jestem osobą, która rozumie ludzkie potrzeby. Zawsze myślałem tylko o sobie do momentu, w którym pojawiłaś się ty. Nie wiem co mam zrobić ze sobą, bo bez ciebie nie ma tu żadnego sensu bytu. Co z naszymi marzeniami? Czemu, gdy myślę, że wszystko będzie ktoś mi to odbiera i zostawia mnie na pastwę cholernej samotności. Mówiłem, że lubię być sam, ale przecież to logiczne, że było to kłamstwem. Wszystko czego potrzebowałem byłaś ty, a teraz ciebie już nie ma.
Boże czemu mi ją zabrałeś? Czemu zesłałeś na nią tą chorobę? Czemu sprawiłeś, że nasze ruiny, które były naszym zamkiem są teraz tylko ruinami owianymi widmem bolesnych wspomnień? Dlaczego miejsce, w którym chowałem się przed światem stało się albumem jej postaci? Dlaczego odebrałeś mi Sophie Templer i wrzuciłeś ją do piachu? Teraz jej piękne ciało gnije, a ja sam stoję nad przepaścią i myślę nad skokiem.
Do zobaczenia w niebie Sophio. Lecę już do ciebie. Spoglądam w niebo, a wiatr targa moimi ubraniami. Za chwilę poczuję uderzenie lodowatego morza, które zamknie mnie w bolesnym uścisku, które zaleje moje płuca i zabierze mnie do ciebie.
Do zobaczenia Księżniczko.

^